sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 3 Sport czysto rekreacyjny.

Rozdział 3
Sport czysto rekreacyjny

          Przysypiałem na lekcji Historii przyglądając się podpisom na ławce. Siedziałem z tyłu więc pan Lazzar nie widział, albo udawał, że nie widzi. Pan Lazzar był fajnym nauczycielem, ale Historia nie była fajnym przedmiotem. Myślałem, że umrę. Wczoraj była pełnia i nie spałem połowę nocy, a czwartki nie należą do najprzyjemniejszych dni tygodnia. Po ośmiu godzinach nauki w szkole mam jeszcze dwie godziny treningu, a następnie godzina odrabiania lekcji, a później jeszcze nauka. Ledwo to ogarniam jako Brudny, a co dopiero ci biedni zwykli ludzie. Zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji ósmej. Bogu niech będą dzięki. 
          Niby siatkówka jest najprostszym sportem. Nic bardziej mylnego. Za słowem siatkówka kryje się czasem brutalny sport, wymagający poświęceń i pracy zespołowej - jeśli zawiedzie jeden, wszyscy polegną. Spakowałem moje książki do plecaka i wyszedłem z klasy z ślimaczą prędkością. Minęło sporo czasu nim doczłapałem się do szafki. Mieściła się w tak beznadziejnym miejscu, że każdy na mnie wpadał co nie było za przyjemne zwłaszcza, że sam ledwo utrzymywałem się na nogach. Wrzuciłem do niej szybko plecak, a wyciągnąłem sportową torbę. Wyciągnąłem z niej butelkę wypełnioną napojem energetyzującym i wypiłem prawie całą zawartość. Oczywiście nie powstrzymałem się by nie beknąć. Zalety bycia mężczyzną. Zerknąłem szybko na zegarek. Byłem już spóźniony. Zaczęły odbudowywać się we mnie siły i pobiegłem na trening. Przebrałem się w czarny t-shirt i równie czarne spodenki. I poszedłem na salę. Cała drużyna siatkarska : Jake, Josh, Paul, Nick, Carter i kilku innych, a także Ryan i Tony Shey. Wszyscy kończyli już rozgrzewkę i ociekali potem. Na trybunach siedziała Ive Shey wraz z siostrą Cartera, Veronicą Fanning. Jako, że w czwartki lekcje kończyłem najpóźniej to zazwyczaj musiałem prowadzić indywidualną rozgrzewkę. Cudownie. Przebiegłem kilka kółek, a chłopacy zaczynali już odbijać piłki. Zrobiłem skróconą wersję wszystkich ćwiczeń i dołączyłem do nich. Gdy wyciągałem piłkę z wózka wpadł na mnie Tony. Skończyło się na tym, że on powiedział coś w rodzaju "Uważaj jak chodzisz łajzo.", a ja powiedziałem mu żeby się ogarnął. Nie poćwiczyłem sobie za dużo bo przyszedł trener powiedział żebyśmy odłożyli piłki.
- Dziś pogramy w piłkę nożną - oznajmił jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Ale trenerze, przecież za tydzień są zawody. Nie możemy się obijać - zaprotestował Carter.
- Powiedziałem, że gramy w piłkę nożną. Musicie się nauczyć pracy zespołowej - oznajmił trener.
Zaczęły się pytania, na które trener Puffy niechętnie odpowiedział. Następnie podzieliliśmy składy. Byłem kapitanem drużyny jak na złość Czerwonych, a Ryan Żółtych. W mojej drużynie był między innymi Paul i Josh i kilkoro innych, a w drużynie Żółtych Ryan, Tony, Nick i Jake i dwóch chuderlawych chłopaczków. Gdy sędzia Puffy gwizdnął gra się rozpoczęła. Udało mi się dostać do piłki, wyprowadziłem naszą drużynę lekko na przód i podałem do Josha, który z kolei podał do Paula co zakończyło się nie udanym strzałem na bramkę. Później zaczynali Żółci. Gdy Tony dostał się do piłki (no chyba, że był to Ryan, kogo to obchodzi) starałem się go zatrzymać, lecz on mnie podciął i runąłem jak długi na ziemię. Usłyszałem chichot, który nie powiem, strasznie mnie zdenerwował, a sędzia nie uznał faulu. Byłem pewien, że Ryan i Tony widzą moje czerwone oczy, ale nie obchodziło mnie to. Podniosłem się i grałem dalej. Gra stawała się coraz agresywniejsza. Mimowolnie sfaulowałem Ryan'a (no chyba, że był to Tony...) i rozległ się gwizdek.
-Bez fauli Fire! - krzyknął sędzia. Zamachnąłem się tylko ręką. Wiedziałem, że Ryan i Tony nim manipulują. Jak to Czyści. W oczach zwykłych śmiertelników wyglądają na istne bóstwa. Wszyscy ich uwielbiają, jedno ich spojrzenie i już robisz to co ci każą. Na szczęście na mnie to nie działa. Po kilku akcjach sytuacja się powtórzyła. Paul podał mi piłkę i nim się obejrzałem para bliźniaków wbiegła na mnie równocześnie. Jeden walnął mnie w bark, a drugi uderzył pięścią w brzuch. Cholernie bolało, a zwłaszcza bark. Nie utrzymałem równowagi i spadłem na ziemię plecami do trybun.
-Wstawaj O'Fire! Nie udawaj!- krzyczeli, ale ja byłem pewny, że nie wstanę.
Byłem pewny, że mam wybity bark. Nie mogłem grać na zawodach, na które czekałem cały rok. Chciałem wstać i powiedzieć im co o nich myślę, ale udało mi się tylko jęknąć. Uderzyłem zdrową rękę z całej siły o parkiet i starałem się być silny. A to nie przychodzi łatwo. Zresztą dobre rzeczy nigdy nie przychodzą łatwo. Ci idioci przez chwilę kontynuowali grę, ale przestali gdy zobaczyli, że nie wstaję.
- Hej, Fire, jesteś cały ? - zapytał Jake.
-Taaa, jasne. Leżę tu bo podłoga jest najwygodniejszym miejscem na ziemi - próbowałem się zaśmiać, ale tylko znowu jęknąłem. Ból brzucha trochę mi przeszkadzał. Oczy Tonyego i Ryana świeciły się złotym blaskiem. Leżałem na wybitym barku więc odwróciłem się, nie powiem, z wielkim bólem. Na trybunach dalej siedziała Veronica i Ive. Ku mojemu zdziwieniu obie były przerażone, ale wyraz twarzy Ive zmienił się gdy zobaczyła, że na nią patrzę. Z trudem  usiadłem trzymając się lewą ręką za bark. Trener i Jake pomogli mi wstać. Zagryzałem wargę tak mocno, że zaczęła lekko krwawić. Bark beznadziejnie mnie bolał. Ryan i Tony patrzeli na mnie jak dwie zgłupiałe małpy zastanawiając się o co chodzi. Przecież jestem Brudnym. Powinienem być silniejszy, takie coś nie powinno zrobić mi krzywdy, powinienem się zregenerować. Ale ja przecież nie byłem jak każdy. Nie piłem krwi, przy życiu utrzymywał mnie mały kamyk przewieszony na szyi - Ametyst Biały - odziedziczony po babci która również nie piła krwi, chociaż z tego co wiem to próbowała. Ten głupi mały kawałek Ametystu był na tyle silny, że pozwalał mi nie pić krwi, ale był jeden warunek. Nie potrafiłem się uzdrawiać, nie byłem nadzwyczajnie wytrzymały. Silny, ale nie wytrzymały. W końcu opadłem na ławkę. Ktoś w między czasie zawołał pielęgniarkę która zbadała mi bark.
-Zdecydowanie wybity - powiedziała tak, jakbym już tego nie wiedział. - Trzeba będzie nastawić.
          Piękny czwartek skończył się tak, że siedziałem sam w domu na kanapie oglądając TV z usztywnionym barkiem, zjadając paczkę chipsów. Byłem tak wkurzony, że nie mogłem się skupić na oglądaniu Spider-mana. Nie mogę ćwiczyć przez 4 tygodnie. Byłem załatwiony na amen. Wyłączyłem telewizor i w końcu poczułem jak działają leki przeciwbólowe - na Brudnych działają wolniej. Później, próbując zasnąć moje genialne zdolności słuchu wyostrzyły się, usłyszałem krzyki z domu Shey'ów. Nie mogąc się powstrzymać podsłuchałem. "Zawsze tak jest! Jesteście beznadziejni! Od razu mogliście go zabić na sali gimnastycznej! Czemu nie?!" słyszałem damski głos. "To nie nasza wina. Nie zamierzamy go tolerować! Czemu ty go w ogóle bronisz, co? Zabujałaś się w nim?" tym razem męski głos. "Nie. Po prostu nie każdy jest taki na jakiego wygląda. Nie można oceniać książki po okładce." znowu damski głos, ale tym razem cichszy. Następnie usłyszałem śmiech i nie do końca stłumiony szloch. Mój mózg był na tyle otumaniony lekami, że nie zrozumiałem, że mówią o mnie.
- Pomyśleć, że piątek 13 jest dopiero jutro... - wymamrotałem i odpłynąłem.
Ze specjalną dedykacją dla Agaty :3. Kocham was wszystkich.
 Laire.

2 komentarze:

  1. Fajnie, fajnie. Dowiedzieliśmy się trochę o tym że Ive zmieniła nieco do niego nastawienie i pokazane są relacje między Czystymi i Brudnymi. Ogólnie fajnie się czyta, ale jak dla mnie wkradło się parę przecinków i niejasności:

    "Cała drużyna siatkarska : Jake, Josh, Paul, Nick, Carter i kilku innych którzy raczej nigdy nie bywali w pierwszym składzie."
    Nie jest jasne, kto nie był w pierwszym składzie, bo wygląda to jakby zarówno wymienieni jak i "inni" grzali ławę. Domyślam się że to tyczy się tylko innych, bo drużyna z samym Johnem, była by dość uboga w zawodników.
    "W mojej drużynie był między innymi Paul i Josh i kilkoro innych, a w drużynie Żółtych Ryan, Tony, Nick i Jake i dwóch
    chuderlawych chłopaczków."
    Enter chyba ci się tutaj wkradł.
    "Gdy Tony dostał się do piłki ( No chyba, że był to Ryan. Kogo to obchodzi. ) starałem się go zatrzymać, lecz on mnie podciął i runąłem jak długi na ziemię. "
    Z tego co wiem w nawiasach nie daje się kropeczkek. Ale ten późniejszy wielokropek może już być.
    "Usłyszałem chichot który nie powiem, strasznie mnie zdenerwował, a sędzia nie uznał faulu. "
    Przecinek przed 'który'.
    "Mimowolnie sfaulowałem Ryan'a ( No chyba, że był to Tony... ) i rozległ się gwizdek.
    -Bez fauli Fire! - krzyknął sędzia. Zamachnąłem się tylko ręką.
    Po kilku akcjach sytuacja się powtórzyła. Paul podał mi piłkę i nim się obejrzałem para bliźniaków wbiegła na mnie równocześnie. Jeden walnął mnie w bark, a drugi uderzył pięścią w brzuch. Cholernie bolało, a zwłaszcza bark. Nie utrzymałem równowagi i spadłem na ziemię plecami do trybun.
    -Wstawaj O'Fire! - krzyczeli, ale ja byłem pewny, że nie wstanę."
    Sędzia pilnuje żeby fauli nie było, ale jak chłopaka tłuką na boisku to już tylko go pokrzepi i gramy dalej.
    "Byłem pewny, że mam wybity bark. Nie mogłem grać na zawodach na które czekałem cały rok."
    Znowu przecinek przed 'na które'
    "Później usłyszałem krzyki z domu Shey'ów "Zawsze tak jest! Jesteście beznadziejni! Od razu mogliście go zabić na sali gimnastycznej! Czemu nie?!" słyszałem damski głos. "
    Nie dość że gość ogląda Spider-Mana to jeszcze słyszy co się dzieje po drugiej stronie ulicy. Albo kolejna cecha Brudnego, albo to musi być Pajęczy Zmysł.

    To są moje uwagi, jeśli nie chcesz ich uwzględniać, nie musisz. Tak tylko z dobrej woli to wypisałam, nie żeby ci błędy wytykać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, już poprawiam ;) A co to Spider-man'a... ja tam bardzo lubię oglądać jak mi się nudzi. Zdarzyło mi się nawet oglądać po angielsku w oryginale. Jakoś nie wiem. Zawsze wydawało mi się epickie, że on tak skacze po tych ścianach... Tak więc według mnie Spider-man jest świetny :P

      Usuń