środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 2 - Krwawy Poniedziałek

Rozdział 2
Krwawy Poniedziałek

          Dziewiąty grudzień 2013 rok. Minęło równo 48 godzin od poznania Ive. Uczyłem się z Biologii, ale wcale mi to nie wychodziło. Odsunąłem się od biurka. Znajdowałem się w "Moim Pokoju Numer Dwa". Pokój ten znajdował się w piwnicy, o ile naszą piwnicę można tak nazwać. Piwnica podzielona jest na 3 pokoje. Stare kolekcje ubrań mamy w pokoju za różowymi drzwiami, stary sprzęt do fotografowania taty za białymi drzwiami, mój pokój tuż za czarnymi drzwiami. Pokój numer Dwa był większy niż pokój w którym zazwyczaj śpię. Ściany pomalowane były białą farbą, wyglądałyby zupełnie martwo gdyby nie fakt, że jedna z nich była całkowicie pokryta zdjęciami i szkicami które wykonałem ołówkiem. Mogę z szczerością powiedzieć, że jest moim życiowym osiągnięciem. W jednym z kątów wisiał czarny worek treningowy, a tuż obok czarna kanapa. Gdy wchodziło się do pokoju pierwszą rzeczą którą się widziało była ogromna półka pełna książek znajdująca się obok czarnego biurka. Tak. Książek. Poczynając od takich tytułów jak BZRK i Joyland, a kończąc na The Fault in Our Stars. Te dwa pokoje należały do dwóch zupełnie innych osób. Pokój numer Jeden - pokój zdolnego sportowca, dosyć wygadanego który robi wszystko by zaimponować rodzicom i kuplom z drużyny. Pokój numer Dwa - pokój chłopaka kochającego sztukę jaką jest rysunek i literatura, chowający się w piwnicy tchórz. Wciąż nie wiem kim jestem. Mam tylko szczerą nadzieję, że nagle jakimś magicznym sposobem nie pojawi się trzeci pokój i trzecia osoba. Kompletnie bym się wtedy pogubił.
          Wyszedłem szybko z pokoju do kuchni. W jednej z białych szafek znalazłem szklane butelki z nalepką głoszącą Wino Cruentis - wino krwiste. Całkiem łatwo się domyślić, że to krew. Nawet jeśli bym się nie domyślił z nalepki to na pewno bym to wyczuł. Jako, że od 10 roku życia powinienem regularnie pić krew to podkradam rodzicom butelki z tą zapasową. Nie wiem czy można nazwać to podkradaniem, skoro wiem, że oni wiedzą i robię to specjalnie żeby myśleli, że ją piję. Założyłem kurtkę i buty. Dwie butelki z krwią wyciągnąłem z szafy owinąłem w ręcznik by zapach roznosił się jak najmniej i spakowałem do plecaka. Ruszyłem tam gdzie zwykle - do lasu. 
          Las w Cambridge był całkiem zwykłym lasem. Postanowiłem, że udam się tam rowerem. Słońce już kończyło swoją mizerną wędrówkę po niebie. Zatrzymałem się gdzieś z 4 kilometry od drogi. Wyciągnąłem butelki z plecaka i odkręciłem jedną z nich. Nie mogłem powstrzymać ciekawości. Powąchałem. Gęsta ciemna substancja która utrzymuj nas przy życiu pachniała jak... krew Alice. Nagle wszystko dookoła mnie się zakręciło i szybko złapałem się drzewa. Ledwo powstrzymałem się od zwymiotowania gdyż poczułem czyjąś obecność. Spakowałem butelki z powrotem i już miałem pójść w inne miejsce. Odwróciłem się. Koło jednego z drzew stała Ive. Pewnie w jej oczach wyglądałem na wyluzowanego, ale przysięgam na Boga myślałem, że umrę na miejscu.
-Co ty tu robisz? - zapytałem. Przekręciła nieznacznie głowę.
-Mogłabym zapytać cię o to samo, tylko, że ja wiem co ty tu robisz. Pijesz ludzką krew.
Zaśmiałem się. To było śmieszne. Jak to marne ludzkie stworzenie mogło mnie o coś oskarżyć skoro nic o mnie nie wie?!
-Co Kotku, bawimy się w rasizm? - Przewróciła oczami.
Wyciągnąłem butelki i wylałem ich zawartość. Zapach krwi był obrzydliwy, ale skrzywiłem się tylko raz. Może i nie piję krwi, ale nie mięczakiem. 
-Nie nazywaj mnie tak! Co ty tu w ogóle robisz? - zapytała Ive kompletnie zagubiona. No może nie kompletnie, ale chciałbym żeby była.
-Skomplikowane - odparłem.
-Jak bardzo? - zapytała. -Chcesz teraz wyglądać na świętego bo jej nie wypiłeś. Jesteś mordercą. 
Auć. 
-Tak? To ty też. Pamiętasz może te czasy kiedy wasze rodziny nas zabijały? Niektóre nadal to robią.
-Nigdy nikogo nie zabiłam. Nie ponoszę odpowiedzialności za swoją rodzinę - odparła. 
-No popatrz. Zupełnie tak jak ja - odpowiedziałem szorstko.
Wziąłem do ręki opróżnioną butelkę, zerwałem nalepkę i wyrzuciłem najdalej jak mogłem. Byłem zły. 
-Co? - zapytała. Teraz naprawdę była kompletnie zagubiona.
-Skomplikowane - odparłem.
Stała obok mnie nie wiedząc co powiedzieć. Cała ta rozmowa zaszła za daleko więc zamierzałem ją zakończyć.
-Wiesz... Też sądzę, że fajnie, że jesteśmy sąsiadami Kotku - obdarzyłem ją najsztuczniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać, wsiadłem na rower i odjechałem.
MPD • Mario Zamora | via Tumblr

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe opowiadanie. Będę wpadać ;). Zapraszam do mnie http://prosto-z-hogwartu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj kotku, kotku. Dziwna ta Ive. I kim jest ALICE?! Za krótko, zdecydowanie za krótko. Wciąż czekam na więcej i nie przyjmuję odmowy.

    http://w-blasku-lilith.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń