niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 1

Rozdział 1
"John O'Fire"

          Siedziałem kompletnie znudzony obok Jake'a który grał w jakieś beznadziejne gry na swoim telefonie. Byliśmy zmuszeni do siedzenia w szkolnej sali gimnastycznej póki nie odbiorą nas rodzice. Nas to znaczy wszystkich uczniów. Pogoda była dziś katastrofalna i zabroniono uczniom opuszczać szkołę póki nie przyjadą po nich opiekunowie. Połowa ludzi już dawno odjechała ze swoimi rodzicami, ale nie my. Macocha i ojciec Jake'a byli na jakiejś wyspie świętując swój miesiąc miodowy (Gdy Jake mi o tym powiedział to zamarkował odruch wymiotny więc wiecie.). Moi cudowni rodzice byli zapewne gdzieś w Nowym Jorku.
-Dasz mi zagrać? - spytałem zrezygnowany.
Jake spojrzał na mnie z ukosa, ale dał mi telefon. Gra polegała na dotarciu na szczyt jakiejś głupkowatej wieży. Z łatwością pobiłem rekord Jake'a.
-Dobra stary, już pobiłeś mój rekord. Możesz mi teraz oddać telefon? - zapytał. 
Dałem mu ten telefon i wstałem. Sala gimnastyczna Coatly Junior High School nie wyglądała jakoś nadzwyczajnie. Była jak każda inna. Podszedłem do jednego z kartonów z zapasowym jedzeniem. Wziąłem sobie Snickersa bo wybór nie był za duży i wróciłem. Razem z Jake'iem siedzieliśmy w jakimś kącie. Jednak zanim zdążyłem wrócić pojawiła się już cała drużyna siatkarska, której byłem kapitanem. Było to dość dziwne bo prawie wszyscy byli o rok starsi. 
-Jak tam Fire, twoi nowi sąsiedzi? - zapytał najniższy, Paul.
Zdziwiłem się, Paul chyba to zauważył.
-Słyszałeś chyba, że ktoś wprowadza się do Domku numer 154?
Domek 154 był domem centralnie na przeciwko Domku 155, który był moim domem. Domek 154 był przez dość długi czas opuszczony i czasami tam wchodziliśmy. No cóż... Miał fajny basen. Gdy Paul powiedział mi, że ktoś się tam wprowadza byłem w szoku.
-Pozbieraj swoją szczękę z ziemi Fire. Słyszałem, że wprowadza się tam jakaś niezła laska - zakomunikował Josh. Josh był... Hmm... trochę przygłupi, ale razem ze swoimi błękitnymi oczami i blond loczkami miał wzięcie u dziewczyn. 
-A ja słyszałem, że wprowadzają się tam jacyś bliźniacy. Pewnie jakieś kujony jak Jeremy i Seth Brian'owie - usłyszałem od Nicka. 
-No to grubo Fire. Ej, to nie panna Jornson ? - zapytał Carter. Odwróciłem się.
-Faktycznie. - wymamrotałem. 
Panna Jornson była czymś w rodzaju mojej opiekunki, więc mogła mnie odebrać z tej głupiej szkoły. Nienawidziłem moich znajomych z drużyny za to, że się w niej podkochiwali. Była 25-letnią kobietą o dużych oczach które miały dziwny odcień zieleni oraz pięknych orzechowych, falowanych włosach. Wszędzie gdzie tylko się pojawiała roznosił się zapach wanilii. Ale jej nie lubiłem. Była zbyt płytka, codziennie zaczytana w swoich czasopismach o modzie. Jej wypłata była dosyć wysoka, ale i tak kilka razy przyłapałem ją na kradzieży, obiecała, że już więcej tego nie zrobi, ale jestem pewien, że robi to nadal.
          Wsiadłem do samochodu panny Jornson i zapiąłem pasy. Nie wiem czemu zawsze je zapinam, niby tak trzeba czy coś. Wyjechała z parkingu. Jechała powoli. Deszcz padał tak mocno, że wyglądało to jakby ktoś z góry wylewał na ziemię wiaderko z wodą. Ogromne wiaderko. Była beznadziejnym kierowcą. Samochód co chwila wpadał w poślizg i coraz bardziej zwalniała. Już wiem czemu zapiąłem te pasy. Byliśmy już na naszej ulicy gdy nagle na środku drogi pojawiła się drobna postać. Panna Jornson tak gwałtownie zahamowała, że myślałem, że zaraz rozpryskam się na przedniej szybie jak robak. Samochód zdążył zwolnić na tyle by lekko uderzyć w postać, jednak na tyle mocno, że się przewróciła.
-O mój Boże! - krzyknęła panna Jornson i wybiegła z samochodu. Pomyślałem, że dobrze by było gdybym też pomógł. Byłem chwilowo wstrząśnięty tym, że potrąciliśmy człowieka, aż nie zobaczyłem kim on był, a dokładniej ona. Zza czarnego kaptura wysuwały jej się długie mokre włosy. Nie mogłem określić ich koloru. Miała ostry podbródek i pełne usta. Jej cera była nieskazitelna, a skóra jasna. A oczy... świeciły złotym blaskiem. Była Czystą. Pochodziła z rodu ludzi w których płynie krew aniołów. Przypomniały mi się słowa dziadka: "Czystego czy Brudnego może rozpoznać tylko Czysty lub Brudny w chwili w której odczuwa silne emocje.". Powiedział mi to przed wyjazdem po którym więcej już go nie zobaczyłem. Niemal czułem jak moje oczy palą się czerwienią. Do Brudnych należy kolor krwistoczerwony, a Czystych złoty. Zauważyła mnie i spojrzała na mnie z pogardą i wyższością, a ja posłałem jej uśmiech, bo to jedyne co mogłem zrobić. Nie zmienię tego kim jestem, chociaż próbuję. Pomogłem pannie Jornson ją podnieść.
-Nic ci się nie stało? - powtarzała w kółko panna Jornson. - Może cię podwiozę? Gdzie mieszkasz?
- Tu blisko, dom 154 - powiedziała delikatnym głosem.
Panna Jornson pomogła wejść dziewczynie do wozu i ruszyliśmy.
-Aha. To wy jesteście naszymi nowymi sąsiadami. My mieszkamy w 155 - zakomunikowała Jornson. Zirytowało mnie to, że sądzi, że tam mieszka.
-Ja tam mieszkam. O ile się nie mylę ty masz własne mieszkanie? - Machnęła ręką co spowodowało nagły lekki poślizg więc szybko chwyciła z powrotem kierownicę.
-I tak spędzam tam trzy czwarte swojego życia.
      Wjechaliśmy na podjazd mojego domu.
-Ach zagapiłam się. Johnny, możesz się upewnić, że nasza...
-Ive - uzupełniła dziewczyna.
-Że nasza Ive dotrze bezpiecznie do domu? Nie wiem jak mocno się uderzyła i chcę mieć pewność, że będzie bezpieczna.
Przewróciłem oczami i kiwnąłem głową. Wiedziałem, że z Ive wszystko w porządku, bo jest Czystą. Żeby porządnie zranić Czystego trzeba się nieźle natrudzić. Wyszedłem z samochodu i założyłem kaptur od kurtki na głowę chociaż i tak byłem już cały mokry. Ive stała już tuż obok. Przeszliśmy kilka kroków i coś poczułem. Zapach krwi. Spojrzałem na Ive - to ona krwawiła.
- Hej, ty krwawisz! Dobrze się czujesz? - odruch superbohatera. Każdemu może się zdarzyć.
- A co, może chcesz spróbować mojej krwi jak wampir? - Poczułem się jakby mnie spoliczkowała, ale nie chciałem tego po sobie poznać.
-Cokolwiek byś chciała, tylko nie rzucaj się więcej pod mój samochód.
Przewróciła oczami. Podeszliśmy pod drzwi Domku 154.
-Więc do zobaczenia w szkole, koteczku - powiedziałem wiedząc, że ją to zirytuje.
-Nie nazywaj mnie koteczkiem.
Roześmiałem się i wróciłem do domu.

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajne. Jeszcze nie raz tu wrócę. Zapraszam do mnie http://mroczna-tajemnica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Prawda jest taka, że już trafiłam na jednego z twoich blogów i na ten też chętnie wejdę, tylko małe pytanie - Czy twój login ma coś wspólnego z Dianą z Gone Michaela Granta? :D

      Usuń
  2. No więc w końcu udało mi się znaleźć czas na przeczytanie całości. Prolog niczego sobie w zasadzie. Interesuje mnie postać głównego bohatera i to czym jest. Rozdział pierwszy też mi się podobał. Ciekawie naprawdę się zaczyna historia. Piszesz dość lekko i fajnie się czyta. W ogóle rzadko się zdarza, żeby narratorem był bohater o płci męskiej ; d Pozdrawiam i jeśli masz chwilę to zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. John, Jake, Josh, Jeremy, Jornson - Można się pogubić lekko. Ale mniejsza. Jak ta Ive w ogóle śmie. No ja rozumiem że jest Czystą, anielskie sprawy i tak dalej, ale patrzeć z wyższością na Johna? Wstyd!

    http://w-blasku-lilith.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń